Dalmacja i Baška Voda

Tekst ten dedykuję wszystkim, którzy zamierzają wyruszyć na przygodę własnym środkiem transportu, a z jakiegoś powodu nie decydują się na ten krok .
Wakacje z dojazdem własnym były zawsze moim marzeniem. Być niezależnym, wolnym, samemu o wszystkim decydować, być panem własnego losu. W tym roku udało mi się to zrealizować i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że to jest to czego mi brakowało w poprzednich wyjazdach.


Tegoroczne plany urlopowe stały pod wielkim znakiem zapytania. Niewiadomym był zarówno cel podróży jak i skład naszej ekipy. Koniec końców zdecydowaliśmy z mężem, że będzie to Chorwacja. Wiedziałam tylko, że pojedziemy do Dalmacji albo na Riwierę Makarską albo w okolice Omiša. Ta niepewność gdzie wylądujemy dodawała całemu wyjazdowi odrobinę adrenaliny, co nas jeszcze bardziej nakręcało. Z racji tego, że nasz skład skurczył się tylko do dwóch osób zdecydowaliśmy, że pojedziemy najtańszą drogą, bez zbędnych opłat, winiet itp. Trasa wiodła przez Słowację, gdzie wykupiliśmy jedyną winietę na całej trasie, następnie słynną 86-stką przez Węgry, z przystankiem w Csornej, gdzie znajduje się słynna knajpa ze smacznym i tanim jedzeniem . Tu muszę nadmienić, że choć droga ta nie należy do szybkich, przejechaliśmy ją bardzo sprawnie. W Redics przekroczyliśmy granicę ze Słowenią by po 15 km wjechać na teren Chorwacji. Była już głęboka noc gdy dojechaliśmy do Karlovac. Zmęczone organizmy dały o sobie znać i w końcu udaliśmy się na zasłużony odpoczynek, a właściwie wyłożyliśmy się na fotelach naszej Octavianki :-D Po czterech godzinkach trzeba było ruszać dalej. Przed nami czekała malownicza trasa nr 1 przez Jeziora Plitvickie, które niestety w tym roku ominęliśmy bokiem, z postanowieniem, że na pewno kiedyś przyjedziemy tu na dłużej :-D Trasa nr 1 nie należy do szybkich, ale widoki wynagradzają wszystkie niedogodności. Nawet zabłądzenie w dziczy nie wydało się dla nas czymś strasznym. Pomimo tego, iż zaopatrzyliśmy się w „niezawodne urządzenie” typu GPS, nie obeszło się bez pomylenia trasy. A wszystko przez objazd, który niestety nie zdążył się zaktualizować w urządzeniu. Dzięki temu zwiedziliśmy opustoszałe górskie wioski, z domami bez dachów i okien, pozostałości po wojnie, spotkaliśmy spacerujące samotnie drogą tamtejsze bydło i zobaczyliśmy jedne z najpiękniejszych widoków w Chorwacji. Po godzinie błądzenia stwierdziliśmy, że przy najbliższym rozwidleniu dróg, gdzie były jakiekolwiek kierunkowskazy, kierujemy się w stronę najbliższego zjazdu na autostradę. Te kilkanaście godzin jazdy dawało już ostro znać o sobie i nie chcieliśmy niepotrzebnie tracić czasu. Tym sposobem w okolicach Šibienika wjechaliśmy na autocestę, by po godzinie zjechać na Jadrankę kierując się na Riwierę . Wkrótce naszym oczom ukazał się wspaniały i niezapomniany widok. Przed nami rozpościerał się Adriatyk, otoczony wspaniałym masywem Biokovo, jedynym pasmem gór Dynarskich sięgających morza. Widok stromych zboczy wpadających wprost do morza robi ogromne wrażenie. Człowiek czuje się taki mały wśród ogromu gór i rozległej toni Adriatyku. Naprawdę można się zakochać od pierwszego wejrzenia. :-D Wkrótce dojechaliśmy do miejsca gdzie należało podjąć decyzję Riwiera Makarska czy Riwiera Omiš. Wybór był naprawdę trudny. Sporo się naczytałam o obu regionach i każdy miał coś ciekawego do zaoferowania. Zdecydowaliśmy jednak, że jedziemy w lewo. Przed nami ukazała się tablica Riviera Makarska. No tak, „ale gdzie teraz?” brzmiało kolejne pytanie Brela czy Baška Voda? Brela wydawała się znakomitym miejscem na wypoczynek, ale trochę odstraszały nas ceny kwater, dlatego ostatecznie zdecydowaliśmy, że miejscem docelowym będzie Baška Voda. Ze znalezieniem lokum nie mieliśmy żadnego problemu. Już po obejrzeniu drugiego apartamentu postanowiliśmy zakotwiczyć w nim na dwa tygodnie. Po krótkiej negocjacji z gospodarzem udało mi się wynająć dwupokojowy apartament za 26 euro. Cena ta wydała mi się bardzo rozsądna, dlatego nie miałam już siły ani ochoty szukać dalej, zwłaszcza, że lokum znajdowało się zaledwie 2 min od plaży.
Baška Voda jest idealnym miejscem na wypoczynek. Położona w samym centrum Dalmacji, przyciąga rozległą plażą ciągnącą się przez całą miejscowość, kryształowo czystą wodą, licznymi atrakcjami i wspaniałą pizzą Dalmatina pokaźnych rozmiarów :-D ; . Baška Voda choć bardzo urokliwa okazała się bardzo tłoczna, pomimo tego, iż sezon urlopowy jeszcze na dobre się nie zaczął, dlatego postanowiliśmy posmakować plażowania w dzikich zakątkach Adriatyku. To było to na co czekaliśmy: kryształowa woda, skałki i błogi spokój z dala od turystycznego zgiełku. Nie zapomnieliśmy również o Breli, która stała się celem naszych częstych wypraw. Wzdłuż całej miejscowości przez 10 km, począwszy od Baški Vody, która z nią graniczy, brzegiem morza ciągnie się przepiękna promenada .Na uwagę zasługują również plaże Breli, które zdobyły certyfikat Błękitnej Flagi. Jedna z plaż Punta rata już 8 rok szczyci się największym międzynarodowym uznaniem za czystość morza i środowiska.



Dzięki temu, że dysponowaliśmy własnym środkiem transportu mieliśmy możliwość zwiedzenia tego na co mieliśmy tylko ochotę i na co pozwalały nam środki finansowe. Naszym pierwszym celem był wspomniany wcześniej masyw Biokovo i jego najwyższy szczyt Sveti Jure (1764 m n.p.m.), na który można się dostać samochodem. Droga ta nie należy do łatwych, gdyż jest bardzo wąska i stroma. Nawet najbardziej wprawionemu kierowcy potrafi mocno podnieść poziom adrenaliny, ze względu na to, iż jej szerokość wystarcza tylko na jeden pojazd i wyminięcie się dwóch samochodów możliwe jest jedynie na wysokości niewielkich zatoczek, które pojawiały się co 50-100 m. Jednak trud samochodowej wspinaczki wynagradza widok ze szczytu: rozległy masyw, Adriatyk i wyspy Hvar, Brač i Korčula. Mimo to, iż nie trafiliśmy na idealną pogodę, widok i tak był wspaniały.
Posmakowaliśmy również całodziennego rejsu Fish Picnic na wyspę Brač, z plażowaniem na najsłynniejszej plaży Chorwacji Zlatni Rat w miasteczku Bol i na wyspę Hvar, gdzie zwiedziliśmy Jelsę. Zlatni Rat przez wielu uważana jest za jedyną plażę na świecie prostopadle położoną w stosunku do nabrzeża. Ukształtowana została na skutek zderzenia dwóch prądów morskich, dlatego z jednej strony przypomina Bałtyk z falami i chłodną wodą, a z drugiej to typowa spokojna adriatycka toń z ciepłymi prądami. Całodzienny rejs zakończył się ucztą na statku, gdzie serwowano grillowane makrele i sardele oraz wino, które sprawiło, że do portu statek wpływał z tańcami i śpiewem w różnych językach Europy.


Muszę również wspomnieć o Omišu, do którego grzechem byłoby nie pojechać. Omiš to mały środkowodalmatyński port położony pomiędzy Splitem i Makarską. Charakterystyczne jest jego położenie u ujścia rzeki Cetiny. Przepiękną rzekę Cetinę i jej kanion można podziwiać z Twierdzy Mirabella, znajdującej się na jednej ze skał wznoszących się w samym centrum miasteczka. Jedną z głównych atrakcji Omiša jest rafting na rzece Cetina, który przyciąga rzeszę turystów z okolicznych kurortów. Omiš odwiedzaliśmy często nie tylko ze względów turystycznych, ale i czysto praktycznych. Tu bowiem znajduje się jeden z większych domów handlowych STUDENAC, gdzie można zaopatrzyć się praktycznie we wszystkie niezbędne artykuły.

W naszym planie odwiedzenia ciekawych miejsc nie mogło zabraknąć Splitu i Trogiru. Zarówno jedno jaki drugie miasto zauroczyło nas starówką, z charakterystycznymi wąskimi uliczkami, zabytkowymi kamienicami i konobami, gdzie można było posmakować dalmatyńskich specjałów. W Splicie zachwycił nas Pałac Dioklecjana, który jako jedyny na świecie stał się miastem i dał początek ówczesnemu portowi. Na uwagę zasługuje fakt, że trogirska starówka jak i Pałac Dioklecjana wpisane są na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Z pełną odpowiedzialnością mogę potwierdzić, że na to zasługują.
Nasz pobyt na chorwackiej ziemi szybko dobiegł końca i aż żal było wracać, zważywszy na to, że jeszcze tylu ciekawych miejsc nie zdążyliśmy zobaczyć, na czele z Dubrownikiem, Parkiem Narodowym Krka i Jeziorami Plitwickimi. Nie dziwię się osobom, które każdego roku odwiedzają adriatyckie wybrzeże, ponieważ Chorwacja ma tyle do zaoferowania, że za każdym razem można zobaczyć coś nowego i zachwycającego.
Do domu wróciliśmy tą samą trasą. Nie obyło się bez przygód, a mianowicie zapoznaliśmy się z chorwacką drogówką, z którą, pomimo różnicy języków, udało się „dogadać” znacznie lepiej, niż z polską policją ;-) . Polska przywitała nas chłodem i deszczem i aż trudno było uwierzyć, że zaledwie kilkanaście godzin wstecz prażyliśmy się na plaży w 35-stopniowym upale. Już na drugi dzień po powrocie zatęskniłam za tym wszystkim co udało mi się przeżyć i zobaczyć….

Autorką tekstu jest meggi Tekst wygrał konkurs w roku 2011.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Portal turystyczny turysci.info
0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x